+6
pluszczak 25 kwietnia 2016 23:56
Image


Image


Image


Już dobrze znacie ten schemat. Godziny spędzone w samochodzie, oczy zmęczone od nieustannego wytężania wzroku i niezapomniane momenty wzruszeń, kiedy na horyzoncie pojawia się COŚ.
To nasz ostatni dzień w Kruger National Park. Krugera można podzielić w zasadzie na dwie części: północą i południową. Najwięcej zwierząt oferuje południe parku, które jest tłumnie odwiedzane przez turystów, gdzie umiejscowione jest najwięcej obozów. Im wyżej w głąb safari, tym mniej ssaków a więcej ptactwa. Północ to raj dla ornitologów i fascynatów kolorowych, rozłożystych skrzydeł. Ta część parku wymaga znacznie więcej czasu i koncentracji bo szanse na rozpoznanie obiektu poruszającego się daleko na niebie są znacznie mniejsze, niż na spotkanie face to face z antylopą na środku asfaltowej drogi. Chcąc spróbować czegoś nowego, ruszyliśmy w nieznane nam tereny.

Roślinność z kilometra na kilometr zmieniała swój charakter. Szerokie pasma krzaków, pobocza porośnięte zielonymi gałęziami zastąpiły pola i ciężka, gęsta w swojej obfitości, czerwona ziemia. Dookoła nas powstała przestrzeń, której dotychczas nie poczuliśmy. W końcu możemy zobaczyć co kryje się dwa metry dalej, tam gdzie do tej pory drzewa nie pozwoliły nam dotrzeć wzrokiem. Odsłonięty teren, dostępny dla widza nie oferował jednak zbyt wiele. Wypatrywanie zwierząt i ptaków wywołało w nas zniecierpliwienie i obawę, że zapuszczając się dalej na północ tracimy jedynie czas, nasze ostanie godziny przygody.

Image

SZAKAL

Image


Jakie było wyzwanie dnia 15? Zobaczyć nosorożca. W końcu nauczyłam się nie mylić go z jednorożcem, z czego Marcin miał duży ubaw, a ja czułam się jak ostatnia idiotka. Może i na jednorożca przyjdzie jeszcze pora!
Nosorożce białe i czarne. Kruger stanowi dla nich jedno z największych schronień w Afryce. Korzystając z jego rozłożystych drzew, chowają się przed słońcem i jakby złośliwie przed całym światem. Może to przypadek, a może sprytne zagranie ze strony zwierząt, które wciąż są na celowniku wszystkich kłusowników. Róg nosorożca to zabobonowy raj, nie byle jaka gratka dla kupców i opętanych rządzą pieniądza pseudo szamanów. Proszek z kości wykorzystywany jest w medycynie tradycyjnej, która w tej chwili niewiele ma wspólnego z lokalną historią, a stanowi dochodowe źródło zarobku dla Europejczyków i samych Afrykanów. Wykorzystując brak wykształcenia ludzi Czarnego Lądu, leczniczy proch ginie w podziemnym rynku, a kłusownik przelicza swoje zyski na euro. Razem z prochem giną dziesiątki, setki, tysiące zwierząt. Niektóre nosorożce przeżywają atak i swoje ostatnie lata spędzają jako okaleczone, skrzywdzone istoty. Inne mają mniej szczęścia. Pomimo, że władze parku wciąż walczą z przestępczością, nosorożce dalej są pod ostrzałem.

Z daleka, korzystając z lornetki, udało nam się dostrzec dwa osobniki pod drzewem. Długie wyczekiwanie na cud poprzedzone cichym pojękiwaniem do Pana Boga pod nosem, zaowocowały widocznym z dużej odległości, osławionym rogiem.

Image



Czy ktoś z Was wie, kim jest ten pstrokaty gość?

Image

Image

Image

Image

Piękny dziwak!


Image

Image

Z czasem zmieniliśmy kierunek i czym prędzej zawróciliśmy na południe. Zmierzaliśmy w kierunku bramy Crocodile Bridge.

Kolejny fart spotkał nas na naszej drodze. Skręciliśmy w ślepy zaułek, mały zakręt, za którym rozpościerał się widok na nieco wyschnięte jezioro/bajoro. Wokół niego widoczne były dziesiątki śladów wesołych kopyt, które wyraźnie przemierzyły "plażę" w każdym kierunku. A w wodzie cała rodzina hipopotamów. Grubasy chłodziły cielska chowając się przed słońcem pod taflą jeziora. Jak już pewnie wiecie z innych źródeł, hipopotamy nie są tak sympatyczne na jakie wyglądają. Ogromne kły to nie wszystko, te bestie potrafią okropnie szybko biegać!
Image


Później zatrzymaliśmy się na moście przecinającym wyschniętą rzekę. To było jedyne miejsce na naszej trasie, w którym mogliśmy wyjść z samochodu i rozprostować nogi bez asysty strażników safari ani ogrodzenia dookoła.
Image


Zbiorniki wodne to najlepsze miejsca do poszukiwania zwierząt. Znajdziecie ich oznaczenia na mapach parku.
Image

Image

Image


Image

Image


CZY TO JUŻ KONIEC?

Wyjechaliśmy przez bramę Crocodile Bridge. Tuż przed opuszczeniem parku wypatrywaliśmy lamparta. Na drogach poszła plotka, że gdzieś w okolicy kręci się jeden. Informacja ta w trybie ekspresowym przeskakiwała z samochodu do samochodu za pośrednictwem uchylonych okien rozgadanych kierowców. Niestety, nie można mieć wszystkiego! Lampart do końca pozostał dla nas zagadką, jako jedyny nie zagościł w naszej Wielkiej Piątce Afryki. Może następnym razem będziemy mieć więcej szczęścia? W okolicach bramy wyjazdowej kręciły się małe guźce, klękały i szukały w ziemistych poboczach czegoś na ząb. Obok znajdowało się małe, plenerowe "muzeum", które gromadziło niezłe zasoby czaszek ssaków i ptaków obecnych w Krugerze. Do każdego z nich dołączona była krótka notka o zwierzakach, z ciekawostkami na temat długości ich snu i innych rzeczy, o których nie mieliśmy wcześniej pojęcia.
Samochody były przeszukiwane przez strażników. Żadne auto nie wyjechało z parku bez uprzedniego otwarcia bagażnika i wnikliwego spojrzenia młodego, czarnoskórego obrońcy zwierząt. Z Krugera nie można wywieźć absolutnie niczego: kości, roślin i innych znalezionych szczątków. A przede wszystkim, zabieg ten ma na celu zdemaskowanie kłusowników.

Pożegnanie z Kruger National Park nie było łatwe. To jak zakończenie przygody, powrót do nudnej rzeczywistości, nasz mały koniec świata. Trzy dni to czas wystarczający, żeby zapoznać się z parkiem ale stanowczo za krótki, żeby być w pełni usatysfakcjonowanym z pobytu. Przejechaliśmy przez bramę i już wiedzieliśmy, że za nami rozpościera się dzikość w najpiękniejszej postaci, do której nieprędko wrócimy. Nieprędko, ale kiedyś na pewno. O tym miejscu nie da się zapomnieć. Powrót na drogi safari to tylko kwestia czasu.

Image



W kolejnym, już ostatnim odcinku, podrzucimy Wam kosztorys podróży i garść praktycznych porad. Do tego kilka refleksji i podsumowań. Nie zabraknie relacji z ostatniej nocy w Afryce, lotniskowej wyżerki i lepkich ananasów. ;)

Do zobaczenia wkrótce!

ps. jak zawsze feedback mile widziany. ;)Zgodnie z obietnicą, rzucam Wam garść praktycznych porad. ;)

Od wyjazdu minęło już sporo czasu, dlatego mam nadzieję, że uda mi się odnaleźć w zaułkach pamięci i wspomnień najcenniejsze informacje. Ten mini przewodnik po refleksjach i uwagach może być subiektywny i wybaczcie mi, jeśli czegoś w nim zabraknie. Nie mniej, zapraszam do lektury przyszłych eksploratorów RPA!

ALE NAJPIERW, kilka słów o powrocie do kraju, który wcale najciekawszy nie był. ;)

OSTATNIE KROKI

Ostatni nocleg przed wylotem z Johannesburga spędziliśmy mniej więcej w połowie drogi na lotnisko. Szczerze, nie pamiętam nazwy tej miejscowości, jednak nic specjalnie ekscytującego w niej nie było, dlatego bez żalu pomijam ten aspekt. Pokój zdobyliśmy na ostatnią chwilę, ponieważ ten zarezerwowany ktoś sprzątnął nam sprzed nosa. Zakłopotany gospodarz przeprosił i szybko odesłał nas do apartamentu po sąsiedzku.
Sypialnia była przestronna, łóżko duże, a łazienka... bez drzwi. Jak to się dzieje, że elegancka sypialnia dwuosobowa posiada sedes osłonięty jedynie kawałkiem prowizorycznej ściany? Czy zakochani nie korzystają z toalety na miesiącach miodowych, nie potrzebują prywatności w sytuacjach zupełnie nieromantycznych? Jeśli ktokolwiek z Was zastanawia się nad otworzeniem guest house czy jakiegokolwiek pokoju do wynajęcia, pamiętajcie na litość boską o drzwiach! ;)
W recepcji usłyszeliśmy, że na terenie obiektu znajduje się basen. Pomimo późnej pory, recepcjonistka spojrzała na nas jak na erotomanów i z przymrużonym okiem, pozwoliła zażyć nocnej kąpieli. Żyć nie umierać! Ostatnia noc w Afryce, jutro wylot, dzisiaj relaks! Zapalona zostawiłam plecak w pokoju i wyszłam przez drzwi tarasowe w poszukiwaniu wody. Basenu nie znalazłam, w ciemnościach obeszłam niemal cały kompleks dookoła i ze smutkiem zawróciłam. Na drodze stanął mi czarny kocur, lśniący i przyjazny. Z nawyku zaczęłam pomiaukiwać, przymilać się, drapać mu grzbiet i razem z nim zapędziłam się w wydawanie dziwnych odgłosów. Ta chwila trwała długo, a nierozproszona żadnym towarzystwem dałam upust swojej zwierzęcej miłości. Przynajmniej tak mi się wydawało, bo towarzystwo jak później się okazało, miałam. W czerni zawieszonej w powietrzu dostrzegłam szeroko otwarte, białe oczy. Później wypłowiały tshirt i duże, bose stopy. Kim był? Prawdopodobnie ogrodnikiem, nocnym stróżem. Spaliśmy w ośrodku strzeżonym przez czarnego, biednego mężczyznę.
Zawstydzona uciekłam, a kot razem ze mną. Do przeszklonych drzwi sypialni zapukaliśmy we dwoje, kot wyraźnie czuł się u siebie.
Marcin niechętnie słuchał o basenie, wyraźnie wolał iść spać. Z niekrytym fochem posmutniałam, no bo jak to tak, ostatnia noc, w końcu wygodne warunki, to koniec wyjazdu, potem żadnych wakacji, A ON NIE CHCE IŚĆ ZE MNĄ NA BASEN? Przecież mam taki ładny kostium, wysypka już prawie zeszła, mogłabym być jego Wenus!
Nie pozostało mi nic innego jak wyrazić swoje niezadowolenie, on odburknął, a ja z impetem się obraziłam i urażona wyruszyłam na dalsze poszukiwania zbiornika wodnego, bo w końcu nie to nie, łaski bez!
Patrzę, jest woda. Trochę ciemno jak na basen ale może to przez tą późną porę? Dookoła kamienie, zamoczyłam dłoń i jakże szybko odskoczyłam, kiedy pod taflą zaczęły pluskać wielkie ryby! Dobrze, że nie zdecydowałam się zanurzyć w ten ogrodowej sadzawce zanim mnie olśniło, że ogromne karpie mogą odgryźć mi tyłek.
Poddałam się. Rozumiem, że był zły ale mógł mi chociaż powiedzieć, że basen znajduje się przy recepcji!
;)

Obudziliśmy się razem z rozespanym kotem i szybko spakowaliśmy rzeczy. Widać klimat identyfikował się z naszymi nastrojami bo od rana padał zimny deszcz. To była najbrzydsza pogoda jaka nas spotkała w RPA.
Czy żałuję, że nie spędziliśmy czasu w Johannesburgu? Chyba nie. Pospiesznie wjechaliśmy na parking przy lotnisku i oddaliśmy samochód. Przejeżdżając przez przedmieścia miasta odniosłam wrażenie, że nic ładnego w nim nie ma. To podobne niebezpieczne rewiry, dlatego może i lepiej, że nie narażaliśmy się w ostatniej chwili naszej podróży na nieprzyjemności. W końcu i tak byliśmy już pokłóceni. ;) Jeśli jednak ktoś z Was ma wspomnienia z Johannesburga to chętnie ich wysłucham! Czytałam wiele książek, których akcja rozgrywała się w tym mieście, dlatego trochę mi tęskno do osobistej obserwacji.

Image

Pogodziliśmy się mniej więcej w Mediolanie, przesiadając się do samolotu do Warszawy i wpychając do buzi niezmierzone ilości włoskiej focacci. ;)


RADY I REFLEKSCJE

1. Atrakcje należy zarezerwować znacznie wcześniej. Poczynając od nurkowania z rekinami, pływania z fokami, kończąc na wykupieniu noclegów w Parku Krugera. Wszelkie atrakcje wodne (poza surfingiem, z którego też skorzystać możecie w Durbanie i okolicach choć przy mniejszych falach) znajdują się w rewirach Cape Town. Zastanówcie się, ile czasu chcecie tam spędzić. Nas pogoda negatywnie zaskoczyła, przez co nie zdążyliśmy skorzystać z wymarzonych wcześniej planów.

2. W CAPE TOWN NIE WARTO SIĘ SPIESZYĆ. Przez cały wyjazd tęskniliśmy za Kapsztadem i myślę, że warto smakować to miasto powoli. Na Górę Stołową wjeżdżajcie po południem, rano są okropne kolejki. A widok rozświetlonego Kapsztadu wieczorową porą jest warty przeżycia. ;)

3. Ignorujcie czarnoskórych mężczyzn w kamizelkach odblaskowych podających się za stróżów parkingu. Każdy parkingowy z prawdziwego zdarzenia ma przy sobie parkometr i wyda Wam odpowiedni kwit.

4. Long Street to przereklamowane miejsce na robienie zakupów w Kapsztadzie. Szukajcie bazarów w jej okolicach. ZAWSZE SIĘ TARGUJCIE.

5. Zdecydowanie warto poszukać noclegu w Kapsztadzie przez airbnb.

6. Wyjeżdżając z Kapsztadu, kierując się wybrzeżem w kierunku Durbanu, nie zobaczycie nic ciekawego. Kurorty są typowo europejskie i mało klimatyczne. Nastawcie się na jak najszybszą podróż lub odwiedźcie np. Addo Elephant Park. Po powrocie stwierdziliśmy, że może warto było pokonać tę drogę samolotem i poświęcić więcej czasu innym miejscom.

7. Plaża w Durbanie nie wygląda tak jak na zdjęciach w Google. Jest trochę brudna, dookoła sam cement. Jej największą zaletą jest ciepła woda i naprawdę prażące słońce. Pamiętajcie, że plaże w Durbanie podzielone są na te dla białych i dla czarnych (oczywiście nieoficjalnie). Warto poszukać przestrzeni dla miejscowych i poznać ich bliżej. Nocą po Durbanie ABSOLUTNIE SIĘ NIE SPACERUJE, o czym na pewno Was ktoś przestrzeże na miejscu.

8. Pobyt w Parku Krugera warto zaplanować na ok. 4 dni, choć jest to świetne miejsce na dłuższy wypoczynek i wyłączenie głowy. Przed wjazdem do parku zróbcie duże zakupy, bo na miejscu jest drogo. Miejcie latarki na wypadek noclegu w obozach bez prądu. My przemieszczaliśmy się własnym samochodem, jednak wydaje mi się, że organizowane wycieczki dużymi, terenowymi niemal autobusami muszą być świetnym przeżyciem ze względu na lepszy widok i możliwość bycia na powietrzu. Pamiętajcie o lekach na malarię na czas pobytu w parku. Korzystajcie z opieki medycznej na terenie parku, nie w jego okolicach ponieważ jest bardzo wątpliwa i możecie się rozczarować albo ucierpieć na zdrowiu.

9. Nocujcie w guest hosach, są niemal dwa razy tańsze niż hotele. Znajdziecie ich mnóstwo na przedmieściach miast.

10. Uważajcie na wodę. ;) Co prawda Marcin uniknął wszelkich rewolucji żołądkowych jednak ja przez kilka dni podróży zajadałam się cukierkami z apteczki. Zazwyczaj takich problemów nie miewam, jednak to bardziej "dzikie" oblicze RPA umiejscowione od Durbanu w górę, zaskoczyło też mój brzuszek.

11. Wybierając się na Góry Smocze zabierzcie ze sobą gotówkę, na bramkach nie przyjmują karty. Udało nam się dojechać pod trasę naszym mało spektakularnym samochodem osobowym, zatem nie planujcie wykupować specjalnej podwózki. Droga faktycznie jest fatalna, ale przejezdna. :)

12. Ośrodki w okolicach Gór Smoczych niechętnie przyjmują gości późnym wieczorem. Zaplanujcie przyjazd przed zachodem słońca, żeby nie pocałować klamki.

Czy podróż do Południowej Afryki była droga? Nie. Stosunkowo do innych naszych wyjazdów, RPA dość pozytywnie zaskoczyło nas cenami. Są porównywalne do tych w Polsce, paliwo jest znacznie tańsze. Nie jesteśmy z tych wojażerów, którzy wypiszą Wam ceny piwa, wódy i papierosów, bo mieliśmy lepsze pomysły na wydatki. ;) Najczęściej gotowaliśmy sami, obkupując się w supermarketach albo przydrożnych straganach. Jedzenie w knajpach bywa droższe ale... gdzie jest inaczej?

Powyższą listę na pewno będę uzupełniać, jeśli tylko coś sobie przypomnę. Mam nadzieję, że choć trochę pomogłam w Waszych planach. ;)


Południowa Afryka nie jest Czarnym Lądem, jaki sobie wyobrażamy. Kapsztad zaskakuje nowoczesnością, Durban upałem, Kruger naturą. Znajdziecie tu dosłownie WSZYSTKO. Nawet europejski kurort wypełniony białymi, jeśli zależy Wam tylko na przyjemnym leżeniu plackiem nad wodą. Jako zapalona studentka antropologii mogę podpowiedzieć, że Durban jest najciekawszym kulturowo miejscem, jakie odwiedziliśmy w RPA. Jeśli interesuje Was historia i etniczne smaczki to zatrzymajcie się w nim na dłużej aby zagłębić się w temat hindusów, Afrykanów, którzy nie chcą płacić za edukację, miejscowego rasizmu itd, itd. Trochę żałuję, że nie mogłam przyjrzeć się temu betonowemu miastu trochę bliżej. RPA to dobry pomysł na pierwsze kroki z Afryką, o ile planujecie się po tym kraju stale przemieszczać. To łagodne, ale dalej pełnowartościowe zderzenie z afrykańską kulturą. Nasz wyjazd trwał dwa tygodnie, co pozwoliło nam na objazdówkę i zobaczenia tego, co zaplanowaliśmy. Ale ja czuję niedosyt. :)

Image

Pozdrawiamy Was ciepło i będzie nam bardzo miło, jeśli dacie jakiś feedback. ;) To moja pierwsza długa relacja w sieci, zatem proszę o fory! W marcu przyszłego roku wybieram się na długie badania terenowe do Gambii. Tym razem bez Marcina, ale może nie zginę ;)

DO ZOBACZENIA!

Dodaj Komentarz

Komentarze (29)

tomwie 26 kwietnia 2016 08:51 Odpowiedz
Świetna relacja, super foty. W związku z tym, że w najbliższym czasie trochę forumowiczów odwiedzi RPA czekamy na więcej! Im więcej szczegółów tym lepiej.
tomwie 26 kwietnia 2016 08:51 Odpowiedz
Świetna relacja, super foty. W związku z tym, że w najbliższym czasie trochę forumowiczów odwiedzi RPA czekamy na więcej! Im więcej szczegółów tym lepiej.
misiorkowa 26 kwietnia 2016 11:08 Odpowiedz
Super relacja, z niecierpliwością czekam na dalszą część.
metia 26 kwietnia 2016 11:59 Odpowiedz
Moja koleżanka-weganka do dziś wspomina, jak na 1 roku doktoratu pojechała na konferencję do RPA i o mały włos nie umarła z głodu ;) Mam nadzieję, że Wam pójdzie lepiej :)
papcio-chmiel 26 kwietnia 2016 12:29 Odpowiedz
Bardzo fajny początek relacji, super zdjęcia...no i co ważne...jak się okazuje "Czarny Ląd na którym znajduje się RPA" nie taki straszny jak go opisują w wielu miejscach. Gratuluję odwagi oraz pomysłu na wyprawę. Oczywiście czekam na dalszy ciąg... :D
maxima0909 26 kwietnia 2016 14:15 Odpowiedz
"Dzień dobry Panie Pingwinie, moje uszanowanie!" hahahahah genialne! :lol: nie trzymaj mnie w napięciu, chcę więcej! :twisted:
poniektory 27 kwietnia 2016 13:41 Odpowiedz
Świetna i zapewne dla osób wybierających się do RPA bardzo pomocna relacja. Czekam na więcej zdjęć (w tym jedzenia) i ciąg dalszy Pozdrawiam ;)
misiorkowa 11 maja 2016 00:00 Odpowiedz
Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy. Relacja w świetnym stylu...
pluszczak 11 maja 2016 11:38 Odpowiedz
Dzięki, ciąg dalszy na pewno nastąpi! Czeka nas jeszcze Durban, Góry Smocze, kanion i Park Krugera :)
papcio-chmiel 12 maja 2016 13:28 Odpowiedz
Dobrze, dobrze, właśnie najbardziej czekam na zdjęcia i relację opisową z Parku Krugera.... :-)
papcio-chmiel 20 maja 2016 15:45 Odpowiedz
No dobra penisy, penisami, szczególnie u słoni, które są duuużymi zwierzętami, a ich przyrodzenie może osiągać nawet do 1,90m...ahahahaha (atrakcja murowana...xD!!!)...to gdzie są Góry Smocze, kanion jakiś tam oraz to co najważniejsze Park Krugera, ja się pytam??? Czyżby jakiś słoń zaatakował młodą parę w "dwuznaczny sposób" i nikt nie ma siły pisać dalej? A chyba będzie najciekawiej?
washington 10 lipca 2016 22:28 Odpowiedz
Czekam na więcej :)
pbak 10 lipca 2016 23:14 Odpowiedz
A propos Addo: setki (!) słoni schodzą się mniej więcej ok 11 w okolice Hapoor Dam. Można taam zaparkować samochód przy sadzawce, wyłączyć silnik i przez długi czas patrzeć jak kolejne słonie rodziny korzystają z błotnej kąpieli. Widok niesamowity!Z tymi fokami w okolicach Kapsztadu to pewnie zależy od sezonu. My pod koniec stycznia zarezerwowaliśmy dwa nurki, jeden, z fokami a drugi z rekinami z wyprzedzeniem dnia albo dwóch. Polecam Pisces Divers, http://www.piscesdivers.co.za/dives/sev ... al-package
mordek 11 lipca 2016 10:22 Odpowiedz
@pbak Na pewno tak jest. My byliśmy tuż przed Wielkanocą więc w czasie ich długiego tygodnia. Dodatkowo odbywał się wtedy maraton co też miało znaczenie.@Washington Niedługo będzie dalsza część! :)
misiorkowa 14 października 2016 12:09 Odpowiedz
Nareszcie cd. Fascynująca relacja. Mam nadzieję, ze kiedyś ja tam będę. Proszę o więcej :)
pluszczak 14 października 2016 14:11 Odpowiedz
Dziękuję! ;)
pierscien 26 października 2016 17:37 Odpowiedz
Super opowieść! Gratulacje dla autorki!
japonka76 26 października 2016 17:49 Odpowiedz
Ależ Ci zazdroszczę tych zwierząt "na żywo" :oops:
pluszczak 26 października 2016 22:23 Odpowiedz
Japonka76 napisał:Ależ Ci zazdroszczę tych zwierząt "na żywo" :oops:Na szczęście zwierzęta póki co nigdzie nie uciekają więc śmiało ruszaj do Afryki! ;)
misiorkowa 1 listopada 2016 23:45 Odpowiedz
Śledzę Waszą relację od samego początku. Świetne opisy. Dzięki nim mogę wczuć się w klimat bo zapewne nigdy nie będę miała okazji tam być.
ibartek 1 listopada 2016 23:51 Odpowiedz
ladne ostre i jasne zdjecia, jaki aparat?
misiorkowa 1 listopada 2016 23:57 Odpowiedz
Zdjęcia są fantastyczne !!!
pluszczak 5 listopada 2016 14:26 Odpowiedz
ibartek napisał:ladne ostre i jasne zdjecia, jaki aparat?Nikon D90, towarzyszy mi już od lat i daje radę :)
carrolyn 6 listopada 2016 15:10 Odpowiedz
CześćSuper relacja i piękne zdjęcia :). Z mężem będziemy w RPA w styczniu i w związku z tym mam pytanie: czy szczepiliście się przed wyjazdem? ewentualnie czy braliście tabletki przeciwko malarii?
pluszczak 6 listopada 2016 19:27 Odpowiedz
cześć! ;) Do RPA zrobiliśmy szczepienia obowiązkowe, odpuszczając sobie "zalecane". Tzn, zaaplikowaliśmy sobie: błonica, tężec, WZW A+B i to wszystko ;) Jeśli chodzi o leki na malarię, zażywaliśmy Malarone tylko podczas pobytu w Parku Krugera:na dzień przed, każdego dnia podczas wizyty w parku i na jeden dzień po. Tak mi zalecił mój doświadczony znajomy, który do Afryki wyjeżdża regularnie. ;) RPA to tereny wolne od malarii, jedyne ryzyko występuje właśnie przy granicy z Mozambikiem.
wicker 27 listopada 2016 14:29 Odpowiedz
@‌pluszczak‌, mam pytanko bardziej przyziemne, jak tam odżywialiście się/dożywialiście? Czy na terenie parku można spokojnie zaopatrzyć się w kawałek steka/owoce/przekąski cukrowe? Czy jednak konieczne są drobne zakupy przed przekroczeniem bram Krugera, jak sprawa wygląda z wodą pitną? Całe moje pytanie jest podyktowane w kontekście noclegu w jednym z obozów na terenie parku, pozdrawiam ;)
ibartek 27 listopada 2016 14:43 Odpowiedz
super zdjecia, no i gratulacje ze udalo sie te wszystkie zwierzatka odnalezc.
pluszczak 28 listopada 2016 14:32 Odpowiedz
wicker napisał:@‌pluszczak‌, mam pytanko bardziej przyziemne, jak tam odżywialiście się/dożywialiście? Czy na terenie parku można spokojnie zaopatrzyć się w kawałek steka/owoce/przekąski cukrowe? Czy jednak konieczne są drobne zakupy przed przekroczeniem bram Krugera, jak sprawa wygląda z wodą pitną? Całe moje pytanie jest podyktowane w kontekście noclegu w jednym z obozów na terenie parku, pozdrawiam ;)Myślę, że nasza kwestia odżywiania jest szczególnie wyjątkowa bo oboje nie jemy mięsa, a ja dodatkowo odmawiam nabiału i jaj. ;) Nie mniej, wydaje mi się, że pewne zasady i rady można zastosować w przypadku każdej diety. Tak, na terenie parków można zakupić owoce/warzywa/mięso(suszone i świeże), jakieś puszki i przekąski. Asortyment sklepów jest bardzo szeroki. Niestety, ceny za żywność na terenie parku są znacznie wyższe niż poza nim. Dodatkowo, owe supermarkety znajdziesz tylko w dużych obozach. Mniejsze, klimatyczne, bez prądu itd. świecą pustkami. Ale bez obaw, do każdego z obozów w ciągu dnia można wjechać i zrobić zakupy. Albo zjeść w restauracji. ;) My chcąc zaoszczędzić, a też trochę z musu, zaopatrzyliśmy się we własne produkty i menażkę. Nie ma żadnego kłopotu, żeby samodzielnie ugotować posiłek (w obozach często są wspólne, plenerowe kuchnie), albo zatrzymać się w wyznaczonym do postoju miejscu i usiąść przy stoliku, zrobić kanapki itd. Jeśli chodzi o wodę to kranówy bym nie piła. ;) Zabraliśmy ze sobą kilka litrów wody butelkowanej do samochodu. I tak samo, możną ją kupić na miejscu ale drogo i nie wszędzie. Podsumowując, wygodniej i taniej jest się zaopatrzyć przed wjazdem do parku o ile masz gdzie to trzymać. ;)
misiorkowa 30 listopada 2016 14:06 Odpowiedz
Jak na debiut - S U P E R !!!!!